malarstwo paintings

JA JAKO MATRYCA

JA JAKO MATRYCA

Jedynym odbiornikiem znanej mi rzeczywistości jestem ja sam. Świat przelatuje przeze mnie i zostawia po sobie ślad w postaci odczuć, myśli, obrazów.
Świat beze mnie nie istnieje. Nie ma go. Jeśli nie będzie mnie, nie będzie również świata. Zniknie moje czucie, doświadczanie, myślenie.
Rzeczywistość, w której żyję prowadzi ze mną grę.
Niejednokrotnie czuję się przez nią zraniony. Nieprzerwanie toczę walkę z tym, co mnie dotyka. Paradoksalnie jednak walka ta sprawia, że czuję. Daje mi ona poczucie istnienia. To ciągłe zmaganie się zmusza mnie do refleksji nad tym kim jestem i czym jest rzeczywistość. Doświadczanie nieustannie mnie kształtuje.
Jeśli byłem białą kartą, to rzeczywistość, z którą się zderzam, zarysowuje mnie dzień za dniem, odkształca moją powierzchnię. Godzina po godzinie jestem bogatszy o nowe doznania. Zmienia się moja tożsamość, co powoduje że moje postrzeganie świata zmienia się także. Prowadzi to do przedziwnego poczucia alienacji, odizolowania od tego co mnie otacza. Tam gdzie kończy się moje świadome Ja, istnieje granica poza którą, wszystko jest niepoznawalne do końca.
Nie ma prawdy obiektywnej. Istnieje tylko subiektywna. Odbieranie, czucie dokonuje się we mnie. To jedyne prawdziwe doświadczenie jakie poznałem. Mogę tylko opowiadać o moich doznaniach, które cały czas się zmieniają, w zależności od tego czego doświadczam.
Ktoś powiedział ze każdy człowiek jest samotną wyspą. Zdolność empatii nie daje nam możliwości doświadczania przeżyć drugiego człowieka tak intensywnie, jak on sam to odczuwa. Artysta, który wybrał rolę kreatora jest skazany na kreowanie swojej wizji świata w samotności, może jedynie oczekiwać od innych, że ci będą potrafili dzięki swoim przeżyciom doznawać podobnie.
Rysuję, maluję to co kocham, ale również to czego nienawidzę i to co zaprasza mnie do refleksji, to co powoduje we mnie przeżycia, to co mnie zachwyca lub mnie intryguje, to co mnie przeraża, powodując we mnie lęk.
Kiedy portretuję osobę, czuję ekscytację dotykania drugiego człowieka, dotykania
w przedziwny sposób. Pojawia się problem poszukiwania prawdy o drugiej osobie.
Czy jest to możliwe? Tworząc portret osoby myślę o tym, że maluję jej wizerunek, ale tak naprawdę maluję mój stosunek do tej osoby. Ta specyficzna relacja jaka ma miejsce w pracowni, gdzie istniejemy ja, model i obraz wymusza na mnie intymną relację.
Proces powstawania portretu jest procesem poznawania siebie poprzez doświadczanie innego. Lacan powiedział: abym mógł istnieć JA musisz istnieć TY. Jednak tej relacji jest potrzebne coś jeszcze - etyczna powinność względem drugiego człowieka. Podczas procesu tworzenia, potrzebuję rozmowy, która wywołuje we mnie napięcie emocjonalne. Proces ten jest dla mnie transem.
Gdy jestem w tym stanie, mam okazję pracować automatycznie. Taki proces pracy pozwala mojemu nieświadomemu Ja dojść do głosu. Skutkiem tego jest powołanie treści podświadomych, które chcąc nie chcąc zapisuję na obrazie.
Można więc stwierdzić że powody, które kreują obraz są odczuwalne, jednak niemożliwe do zidentyfikowania.
Zależy mi na tym, aby moja twórczość miała swoją podstawę w tym właśnie miejscu.
Myślę że wrażliwość jest czymś bardzo indywidualnym.
Każdy z nas odnajduje w sobie fascynacje, które - śmiem twierdzić - wynikają z kształtu naszej „matrycy”. Czym jest ta matryca? Moje obrazy są śladami mojego istnienia. Tak jak ślad mojej stopy pozostawiony na płaszczyźnie mokrego piasku.
Ślad mojej stopy jest odbitką.
Czyli moja stopa jest matrycą.
Kiedy myślę nad obrazem, który jest odbitką mojego istnienia, zastanawiam się co determinuje jego kształt.
Wiadomo przecież że, każde zdarzenie lub zjawisko jest jednoznacznie i w sposób konieczny wyznaczone przez ogół warunków, w jakich zachodzi, a w wersji umiarkowanej, że wszystkie zjawiska podlegają prawidłowościom przyczynowo-skutkowym. Dlatego też zadaję sobie pytanie co jest inspiracją, która powoduje we mnie potrzebę tworzenia, mówienia o świecie. Co determinuje kształt mojej wypowiedzi?
Sposób w jaki odczuwamy sztukę czy piękno i nasze na nie poglądy są u różnych ludzi tak dalece różne, że przeciwieństwo to musi każdemu rzucić się w oczy. Worringer określił to terminem wczuwanie się. Jego definicja opiera się głównie na Lippsie. Według Lippsa wczuwanie się zachodzi wtedy, gdy „obiektywizuję siebie w jednym z przedmiotów różnych ode mnie, niezależnie od tego, czy to, co zostało zobiektywizowane, zasługuje na miano uczucia”.
Jodl tłumaczy rzecz następująco:
”Pozór zmysłowy, jaki stwarza artysta jest nie tylko powodem tego, że zgodnie z prawami skojarzeń przypominamy sobie pokrewne przeżycia, ponieważ podlega on ogólnym prawom eksternalizacji pojawia się jako coś znajdującego się poza nami, równocześnie rzutujemy weń wewnętrzne procesy, które on w nas reprodukuje, a tym samym nadajemy mu estetyczne uduchowienie”.
Wczuwanie się jest więc pewnego rodzaju procesem postrzegania, który charakteryzuje się tym, że istotna treść psychiczna zostaje w emocjonalny sposób przeniesiona na obiekt, przez co staje się on przedmiotem introjekcji. Ponieważ treść ta należy do podmiotu, upodabnia do niego obiekt i wiąże je tak dalece, iż podmiot niejako odczuwa się w obiekcie. Nie czuje się przy tym rzutowany na obiekt, ponieważ obiekt będący przedmiotem wczuwania przedstawia jako obdarzony duszą i przemawiający własnym głosem.
Ta właściwość pochodzi stąd, że projekcja przenosi nieświadome treści do obiektu, wskutek czego wczuwanie się w psychologii analitycznej nazwano także przeniesieniem (Freud).Wczuwanie się jest zatem ekstrawersją. Worringer w następujący sposób definiuje estetyczne przeżycie w akcie wczuwania się :
„Przyjemność estetyczna jest zobiektywizowaną przyjemnością, jaką człowiek sprawia samemu sobie”.
Zgodnie z tym piękna jest tylko ta forma w którą można się wczuć. Lipps powiada:
„Formy są piękne o tyle tylko, o ile się w nie wczuwamy. Ich piękno jest moim idealnym i swobodnym wyżyciem się za ich pośrednictwem”.
Wynika z tego, że forma, w którą nie potrafimy się wczuć, jest brzydka. Wczuwający się, który doświadcza swej aktywności i swego życia w obiekcie, przenosi się tym samym do obiektu w takiej mierze, w jakiej przenoszona doń treść stanowi istotną część podmiotu.
Tak jak grafik pracuje nad matrycą analogicznie rzeczywistość w jakiej żyję kształtuje mnie. Dzięki niej nabieram kształtu. To świat mnie tworzy, wciąga, manipuluje, kręci jak w wirówce , pierze moją osobowość wrażliwość i zmienia mój stosunek do niego. Grafik pozostawia ślad na płaszczyźnie matrycy, tak też rzeczywistość pozostawia we mnie ślad doświadczenia jakie spotkałem na swojej drodze. Doświadczenia te są bruzdami w mojej psychice. One właśnie kształtują moją powierzchnie drukującą.
Jestem matrycą formowaną przez mój kontakt z rzeczywistością, natomiast ślady mojego życia są odbiciem mnie samego.
Mój obraz jest moim lustrem, które ujawnia to, co dla mnie świadomego ukryte.
W nim mogę zobaczyć siebie, którego nie znam. Dlatego też każdy kolejny obraz jest dla mnie tajemnicą.
Jeśli mieliśmy kiedyś jakiekolwiek wątpliwości co do istnienia duszy, porzucamy je natychmiast, gdy spoglądamy w lustro. Z drugiej strony patrzy na nas ktoś badawczym wzrokiem, poważnie i czujnie, nie mając zamiaru nas pocieszyć, w oczach patrzących na nas wyczuwamy więcej głębi, niż czujemy zwykle w swoich własnych oczach zajętych patrzeniem na świat. Jakie to dziwne! Któż może tak patrzeć na nas? Dochodzimy do wniosku, że jest to druga część nas samych – połowa, którą zwykle staramy się ukryć, patrząc na innych. I ta ciemniejsza
i poważniejsza połowa oddaje nam spojrzenie w rzadkich tylko wypadkach. Osoba wpatrująca się w lustro uzyskuje świadomość swej drugiej połowy, swego cienia czy ukrytego ja. Uświadomienie sobie tego ukrytego ja stanowi właściwy cel wszelkiej inicjacji.
Oba porządki - świadome i nieświadome, znajdują się w moich pracach. Są one dowodem na to, że olbrzymia, dwoista przestrzeń zawierająca się we mnie ma wpływ na moje decyzje. Ten kosmos przeraża mnie tak jak gwiazdy na niebie, które kreślą nieograniczoną przestrzeń. Nigdy nie dowiem się gdzie i czy w ogóle istnieje jakaś granica określająca moją jaźń. Wiedza o tym że moje świadome Ja - jedyny punkt zaczepienia - to tylko jedna ze stron mnie samego sprawia o ciągłych wątpliwościach co do określenia treści moich prac. Stanowi jednocześnie pewną wskazówkę.
Pozbawiony świadomości rozpływam się w niebycie. Świadome jest dotykalne, zauważalne jak szczyt góry lodowej, on jednak ujawnia istnienie tego co ukryte pod powierzchnią wody. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Wzajemnie się dopełniają. To co nieświadome wydaje się być duchem. Nie możemy faktycznie go określić w sposób rzeczowy. Możemy jedynie mówić o nim jak o formie abstrakcyjnej, nie dającej złapać się w żaden szablon. Jednak on istnieje i to właśnie jest powodem, że człowiek nie jest białą kartą, lecz dzięki swej tworzącej się i poszerzającej się świadomości, wydaje się być powierzchnią do zarysowania. Posiadamy nieograniczony potencjał pustki do wypełnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz