malarstwo paintings

Tajemnice Rysunku


Tajemnice Rysunku
To niezwykłe doświadczenie. Tym bardziej, że wielokrotnie ponawiane, pozostaje zawsze tak samo tajemnicze. Kartka papieru i pierwszy pozostawiony na niej ślad. Pozornie- zwykła kreska. Pozostawiona delikatnie lub z siłą, która potrafi złamać kawałek węgla, wykorzystanego do rysowania. Co kryje się w śladzie? Przecież ślad nie jest jeszcze znakiem. Jeszcze niczego nie denotuje. I niczego nie konotuje. Ale już jest. I swoim byciem cos sygnalizuje. To, czy kreska jest delikatna, czy brutalnie wdziera się w białą płaszczyzną zależy ode mnie. Jest efektem mojego emocjonalnego nastroju. Jest śladem mnie samego. Stawiając pierwsza kreskę, pozostawiając ślad jeszcze nie myślę o rzeczywistości, którą chcę odwzorować. Nie myślę o modelu. Jest to bez wątpienia ważki moment. Kryje się w nim bowiem chęć zawłaszczenia białą płaszczyzną. Płaszczyzną, która kryje doskonałość. Symbolizuje nieograniczoną potencjalność. Jest naczyniem, które może skrywać wszystko i nic równocześnie. Dlatego właśnie pierwszy ślad, jaki narzucam owej płaszczyźnie, jest gwałtem. Likwiduje czystą potencjalność. Ale tez otwiera pole dla zamanifestowania mojej obecności. Stwarza miejsce dla mnie. Miejsce, które trzeba dla siebie wywalczyć.
 Ślad nie ogranicza się jednak tylko do manifestowania mojej obecności. Pierwsza postawiona kreska zapowiada pojawienie się innych. Jest, więc zapowiedzią znaczenia. Jest zapowiedzią struktury, która może na rozmaite sposoby odnosić się do świata zewnętrznego. W innym planie jednak pierwsza kreska, ów wyjściowy ślad pozostaje także w określonej relacji do płaszczyzny, na której został dokonany gwałt. A to, co pociąga za sobą uruchomienie rozmaitych relacji tego, co zarysowane do tego, co nie zarysowane. Czyli następuje włączenie sposobu przedstawiania do reguł, jakie tworzy kompozycja. Innymi słowy, do głosu dochodzą reguły artystyczne, które wtórnie powodują, że określone przedstawienie modela wydaje się mniej lub bardziej wiarygodne. Łatwo w tym miejscu o sformułowanie wniosku. Zanim powstanie finalny efekt, gotowy rysunek, który tworzy określona strukturę przedstawieniową, już wcześniej dają o sobie znać dwa porządki: pierwszy odnosi się bezpośrednio do mnie, do mojej emocjonalności, drugi do arbitralnego kształtu kompozycji, do kulturowych norm określających sposób kształtowania wizerunków modela.
Pisał kiedyś Paul Valery, ze rysuje się na dwa sposoby: mentalnie i manualnie. W pierwszym przypadku chodzi o umiejętność widzenia przedmiotu, który ma zostać odwzorowany. Najpierw trzeba ów przedmiot obrysować wzrokiem. Dostrzec wszystkie jego właściwości. Chodzi tu zarówno zarówno o kontur, jak i o grę światła i cienia. Dopiero po tym etapie możliwe jest podjęcie drugiego etapu, czyli zastąpienia rysunku dokonanego oczami- rysunkiem manualnym. W moim doświadczeniu ważne jest także to, co istnieje przed rysunkiem mentalnym. Zarówno w planie, który mnie samego uobecnia, jak i w planie narzucającej się formy, dochodzącej do głosu już w momencie pierwszego śladu pozostawionego na płaszczyźnie. Dlatego zapewne w moich rysunkach nie roszczę sobie pretensji do pokazywania tak zwanej obiektywnej rzeczywistości. Nie znaczy to bynajmniej, ze lekceważę świat, który mnie otacza. Ależ zajmuje mnie, nawet bardzo! Jednak świadectwo, jakie pozostawia, mogę przekazać jedynie przez siebie. A przecież nie jestem żadnym neutralnym medium, lecz konkretnym bytem psycho-osobowym. Mówiąc o świecie, opowiadam wiec także o sobie. Wpisane to zresztą jest ograniczenie w moje rysunki, które rejestrują cały proces tworzenia.
Ślad, pierwsza plama, kolejne kreski- pociągają następne. Moja ręka podąża za moim okiem, obserwującym odwzorowywaną formę. Kreślę kierunki, początkowo bezwładne, które jednak konstruują rysunkowa materię. W początkowym chaosie śladów zaczynam rozpoznawać ukryty porządek. Nadaję rysunkowi pierwotną formę. Przez umysł przepływa strumień informacji, różnorakiej i nie zawsze systemowej wiedzy o świecie. Wszystko to wpływa na kształtowanie się takiej, a nie innej linii, nadaniu charakteru gestowi, sposobowi prowadzenia węgla przez rękę po płaszczyźnie papieru. Ale do głosu dochodzi również moja nieświadomość. Duży format papieru, na którym pracuję, daje mi możliwość wykorzystania ruchu całego ciała. Wtedy już nie tylko racjonalne aspekty decydują o charakterze rysunku. Cała moja fizyczność daje o sobie znać.
W czasie rysowania często przestaję myśleć o narzędziu. Zdarza się, że rezygnuję z niego i zaczynam rysować ręką zabrudzoną w trakcie pracy. Rysuję wtedy ciało modela przy pomocy własnego ciała. Stwarzam rzeczywistość zakrywając nieomal sobą biel białej płaszczyzny. Stwarzam materię przy pomocy gestu, śladu, siły. Także z własnego potu. Ten bowiem, rozpuszczając resztki węgla pokrywające dłoń, zostawia ślad na papierze, lepi formę jak lepi się rzeźbę z wilgotnej gliny. Pewne pozostawione przeze mnie ślady zwodzą na manowce. Pokrywam je więc wodą i rozmazuje ręką. To ślad malarskiego gestu na powierzchni rysunku. W efekcie podobnych zabiegów zamazuje się struktura pierwotnych śladów. Rzeźbię w śladach, aby podporządkować je powstającej nowej całości. Zależy ona zarówno od modela, który odzwierciedlam, od wymagań formy i od mojej psycho- fizyczności. Rysując wizerunek postaci na płaszczyźnie, której górna krawędź znajduje się powyżej mojej głowy, a kończąc na wysokości moich kolan, fragmenty znajdujące się powyżej mojego ramienia kreślę zgodnie z moim pierwotnym widzeniem, natomiast gdy schodzę w dół, rysuję jakby po orbicie punktu leżącego na przeciwległej krawędzi płaszczyzny, na wysokości mojego lewego ramienia, tak że partie lezące w dolnej części rysunku rysowane są do góry nogami, podczas gdy, inspirujący mnie obraz postrzegany jest normalnie. Podobny sposób rysowania powoduje przedziwne załamanie płaszczyzny. Nie jest to płaszczyzna, która można byłoby ogarnąć jednym spojrzeniem. Jestem zmuszony do penetrowania jej poszczególnych fragmentów. Dlatego wielokrotnie jestem zaskoczony, gdy po dłuższej pracy ogarniam z dystansu całość zarysowanej płaszczyzny.
To, co świadome i to, co nieświadome, to, co dające się ogarnąć spojrzeniem i to, co umyka całościowemu oglądowi znajduje się w moich pracach. Tak samo zresztą jak mieści się w nich to, co odwzorowuje zewnętrzny świat i to, co pochodzi tylko ode mnie. We wszystkim więc tkwi tajemnica. W otoczeniu, we mnie samym i w rysunkach, które tworzę. Ta tajemnica właśnie wydaje mi się sprawą najważniejszą. Nie sposób ją schwytać w żadne sidła. Ani w sidła rozumu, ani w sidła emocji, ani w sidła formy plastycznej. Ale wciąż jesteśmy skazani na jej poszukiwanie. Mimo że nieustannie nam się wymyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz