malarstwo paintings

W POSZUKIWANIU GRANICY POMIEDZY PORZĄDKIEM A CHAOSEM

W POSZUKIWANIU GRANICY POMIEDZY PORZĄDKIEM A CHAOSEM

    Prace zaprezentowane na wystawie są projektem, którego realizację zacząłem około trzech lat temu. Zacząłem niepozornie od bardzo skromnych zapisów na niewielkich formatach papieru. Pojawienie się nowej jakości początkowo wydawało się niezauważalne, ponieważ skupiony byłem na innych realizacjach, które niejako były kontynuacją idei mojego doktoratu. Krótko później jednak zawładnęły mną nieomal całkowicie. Nowa forma wydawała się bardziej trafna, bardziej nośna dla zagadnień, które mnie nurtują.

     Doświadczanie tamtego początkowego rysowania można by chyba porównać do doświadczenia dziecka, które beztrosko biorąc pierwszy raz kredkę do ręki, kreśli po powierzchni  czegokolwiek. Po krótkim czasie, moim oczom zaczęły jawić się kompozycje, które powodowały moje zaciekawienie, intrygowały mnie, zachęcały do ponawiania  tej gry. Świat, w który wkroczyłem, wydawał mi się nieograniczony, nowy, w tym świecie nic nie było jednoznaczne, samo znaczenie wydawało się zagadką nieokreśloną do końca.

    Od samego początku moja praca artystyczna oparta była na dwóch fundamentach: malarstwa oraz muzyki. Moja działalność artystyczna w obu zakresach realizowała się niezależnie od siebie.                                                  

    Muzyka była od samego początku ukierunkowana w stronę kultury masowej natomiast realizacje w dziedzinie sztuk plastycznych traktowałem nadrzędnie. Dlatego przez tak długi okres czasu nie podejmowałem się rozwiązania mojego problemu współistnienia tych dwóch mediów. Abstrakcyjna struktura muzyczna dawała mi możliwość bardziej intuicyjnego i swobodnego wypowiadania się
w tej materii. Wypowiadanie się poprzez muzykę zazwyczaj oparte jest
na psychofizycznym  udziale wykonawcy, muzyka która trwa w czasie angażuje twórcę do transowego odcięcia się od przestrzeni pozamuzycznej zawłaszczając go w pełni. Kreacja oparta na tym doświadczeniu jest improwizacją, lecz pojęcie to nie wydaje  mi się wystarczającym  wytłumaczeniem tego zjawiska. Postanowiłem przetłumaczyć to doświadczenie i wykorzystać je w realizacjach malarskich. Bardzo interesujące jest stwierdzenie Cagea, że dopóki ktoś nie odtworzy jego kompozycji  on jej nie słyszy, Jackson Pollock dopóki nie powiesił obrazu na ścianie, dopóty również go nie ogarniał wzrokiem, nie słyszał jego pełnego brzmienia. Podobnie jest z muzykiem improwizującym, dopóki jego wykonanie nie zostanie zarejestrowane nie będzie i on miał możliwości skonfrontowania się ze swoją realizacją. Jednak moją uwagę  zwróciło to, że nie zakładając, nie planując konkretnego kształtu obrazu,  ale podążając za tym, co się dzieje w teraźniejszym momencie, niejako grając z kolejno pojawiającymi się śladami, popadamy w stan, który z całą pewnością możemy nazwać transem. Stan ten otwiera bramę do przestrzeni, która zazwyczaj nie jest przez nas odczuwalna.

    Zjawisko „automatycznego pisania” powoduje porzucenie świadomej kontroli nad narzędziem jakim w moim wypadku jest ręka, ruch wydaje się być pozbawiony jakiejkolwiek ingerencji. Zapis ten kreuje pozorny chaos, pojawia się w formie materii wydaje się być mitycznym chaosem, materią wszechrzeczy.  Dopiero w momencie oglądu śladu zaczyna jawić się treść, niejako chaotyczna, ujawnia swoją tajemnicę. Zaczynam zauważać znaki, które wyodrębniają się
z całości struktury.

    Ale przecież coś jednak determinuje mechanikę ręki, coś determinuje kształt śladu, wielkość plamy, jej brzmienia względem innych. Byłbym daleki od stwierdzenia, że jest to przypadek, nawet przypadek tak zwany kontrolowany .
Możemy stwierdzić, że  każdy z nas może rozlać farbę na płótno, to prawda,
ale również każdy z nas może uderzyć dźwięk  na klawiaturze fortepianu,
na przykład dźwięk „C”  i będzie on nieomal identyczny z uderzeniem wirtuoza. Problem jednak pojawia się kiedy dźwięki mają po sobie następować, budować całą strukturę utworu czy obrazu.

    Kiedy zacząłem zastanawiać się nad muzycznością śladu, uświadomiłem sobie wspólny pierwiastek, który zawiera się w obu uprawianych przeze mnie dziedzinach artystycznych.  Od kilku lat współpracuję z grupą poznańskich muzyków tworzących zespół Neurothing.  Jest to muzyka przynależąca do popkultury co nie ograniczało jej do tego stopnia, aby być muzyką niszową. Obserwując powstającą strukturę muzyczną zacząłem zauważać rozwiązania, których źródeł można by dopatrywać się w kompozycjach Bacha, Lutosławskiego,  Pendereckiego  i oczywiście Johna Cagea . Wszyscy  ci twórcy
w bardzo zdecydowany sposób zaczęli tworzyć nową estetykę muzyczną, która wykraczała poza tradycyjne metody i zasady komponowania. Wszyscy oni dopuścili do głosu przypadek, który stał się determinującym w stosunku do decyzji, które były odpowiedzialne za kształt całego utworu. Mam tutaj na myśli takie zjawiska jak lustrzane odbicie , ruch raczy i ponowne odbicie lustrzane nutowego zapisu tematu muzycznego. Następstwem tego było stworzenie tak zwanych kwadratów magicznych, które zaistniały w muzyce dodekafonicznej
i aleatoryzm kontrolowany u Lutosławskiego oraz zamierzony aleatoryzm Pendereckiego. Z kolei John Cage tworzył kompozycje, których struktury kreowane  były przy pomocy technik losowych. Prowokował również zjawiska muzyczne jak na przykład wystrzelenie w powietrze fortepianów. W ten sposób wykraczał moim zdaniem poza matematyczną strukturę muzyki. To co zaobserwowałem w trakcie procesu powstawania moich prac wydaje mi się być tym samym doświadczeniem. Ustosunkowywanie się do działań, które przeprowadzałem na płaszczyźnie było niewątpliwie prowokowaniem przypadku, prowadzeniem gry ze śladem, powtarzając go, zaprzeczając jemu
i przemianowując jego znaczenie. Wydało mi się to niezwykle bliźniaczym działaniem do tych, które miałem okazję poznać, analizując zapisy nutowe wyżej wymienionych kompozytorów. Przypomniałem sobie również, ze posługiwałem się już tego rodzaju zabiegami w cyklu prac graficznych pod tytułem „autoportrety czasowe” , które wykonałem w rok po ukończeniu studiów. Refleksja ta doprowadziła do tego, ze moje doświadczenia muzyczne, malarskie i rysunkowe zaczęły współoddziaływać na siebie dopełniając się wzajemnie. Refleksja ta przekonała mnie do tego, aby traktować moje doświadczenie tych dwóch działalności w położeniu równoległym. Co objawiło się później znaczną transformacją języka malarskiego jakim zacząłem się posługiwać.

    Cykl moich prac postanowiłem traktować jako projekt badawczy. Zależało mi na tym aby efekty pracy były klarowne , możliwe do zanalizowania. Dlatego też, określiłem granice, poza które nie będę wykraczał, co da mi możliwość analitycznego oglądu procesu.

    Odseparowałem przestrzeń obrazu (przestrzeń badaną) od przestrzeni zewnętrznej,  która ma wpływ  na  percepcję zjawisk  zachodzących na płótnie.
Mam tutaj na myśli wybór formatu i rodzaj płaszczyzny na jakiej podjąłem  pracę. Postanowiłem, że będę pracował na powierzchni tego samego formatu zakładając jednak możliwości powiększenia tej powierzchni jeśli uznam to
za stosowne. Format jaki wybrałem to 200cmx160 cm.  Jest to przestrzeń, którą ogarniam swoim ciałem. Ta powierzchnia ma okazję stać się mapą mojego fizycznego ciała, ale również określa dla mnie harmonijną proporcję pomiędzy śladem dłoni a przestrzenią płaszczyzny.

    Znając moje poprzednie realizację z pewnością nasuwa się pytanie dlaczego postanowiłem ograniczyć paletę barw? Doświadczanie koloru w moich poprzednich pracach wynikało z kontaktu z naturą, nieomal niemożliwe wydawało mi się wtedy zrezygnowanie z całego bogactwa koloru, który osadzony jest w kulturze dzisiejszej jak również dawnej. Jednak dotykając tej materii zacząłem zadawać sobie pytania o kolor w kontekście tego jakim jest środkiem plastycznym i jakie treści mogę nim komunikować. Nie sposób również nie zwrócić uwagi na to, czym kolor stał się w dzisiejszych czasach. Jego wszechogarniająca obecność pozbawia go jakiejkolwiek wartości. Przestaje nieomal być tą wartością jaką reprezentował dawniej ,uległ zdewaluowaniu, stał się dla mnie wrogi jak i nieczytelny. Postanowiłem zatem wypowiadać się wartością czerni i bieli ,które wydają mi się bardziej jednoznaczne pozbawione zjawiska kryzysu jaką obciążona jest  wartość koloru.
Nastał moment pracy

    Sytuacja stała się niezwykle pociągająca, miałem okazję przyglądać się powstającym obrazom w nieco odmienny sposób. Do tej pory karmiłem swoje oko naturą, to ona dyktowała mi warunki na których musiałem pracować.          Z pewnością, doświadczenie tamtego czasu ukształtowało moje myślenie
o obrazie . Kierowałem się założeniami interpretacji tematu, ale zawsze jakby pod dyktando. Natura była moim przewodnikiem, ale też nie chciała puścić mnie poza określone przez nią granice .Teraz sytuacja stała się odmienna, pierwszy problem pojawił się w momencie kiedy położone dwie plamy obok siebie, o różnych walorach, wytworzyły relację miedzy sobą. Momentalnie wkroczyło doświadczenie iluzji przestrzeni. Zadałem sobie pytanie. Czy moje malarstwo z założenia jest bliższe płaszczyzny?
Malując obraz nie zastanawiam się nad tym, z drugiej jednak strony ulegam tej iluzji. Staje się ona dla mnie wartością. Zachodzi to jednak na odmiennych płaszczyznach.  Dla odbiorcy obraz jawi się, uwodzi go swoimi środkami, wytwarza w nim wrażenie. Dla twórcy jest to wynik przypadku.

    Struktura wypowiedzi artystycznej składa się z wielu warstw, wedle których można ją czytać, malarstwo działa na odbiorcę, zmusza go do dialogu. Odbiorca również poprzez artefakty odbiera treść obrazu, narzuca na niego perwersyjne wyobrażenie. Widz jest osobą obdarzoną odmiennym losem niż twórca, z czego wynika jego inna wrażliwość . Odbiorca prowokowany przez obraz, zmuszony jest do procesu wczuwania się, co w tym momencie tworzy go twórcą. Mam tu na myśli zjawisko empatii . Wynika z tego, że obiekt dla każdego jawi się inaczej, forma niejako otwiera twórcę , ujawniając ukryte w jego psychice treści.

    Moje malarstwo jest prowokowaniem i analizowaniem tego, co dzieje się na obrazie. Działanie to dzielę na dwie przestrzenie: na racjonalną i nieracjonalną. Jestem przekonany, że dwoista natura umysłu, współbrzmienie tych dwóch biegunów, kreuje całą płaszczyznę wypowiedzi artystycznej, dotyczy to tworzenia sztuki jak również odbioru sztuki . Już od czasów dadaizmu i odkrycia podświadomości (co odbiło się na przestrzeni historii sztuki zjawiskiem surrealizmu) sztukę zaczęto kreować jak również czytać poprzez fakt zaistnienia tych teorii. Tę świadomość zawdzięczmy również badaniom antropologicznym
z początku XX wieku, które objawiły się fenomenem klimatu umysłowego minionego stulecia. Carl Gustaw Jung udzielił  wówczas wywiadu dla” New York Timesa” pod tytułem –The 2000000 milion Year Old Man zwracając uwagę na to, ze poznanie kultur archaicznych zbliżyło nas do przodków jak nigdy dotąd. Człowiek o wieku dwóch milionów lat to człowiek dzisiejszy, stanowiący jedność z całością kultury w jej wymiarze przestrzennym i czasowym. Badania nad mitami pozwoliły nam pogłębić naszą wiedze o psychice ludzkiej, z której wyłoniło się znaczenie archetypu.

    Malowanie rozpoczynam podobnie . Nie zakładam niczego. Obraz czasami leży na podłodze a czasami wisi na ścianie. Najpierw obchodzę obraz dookoła
i zazwyczaj zaczynam farbą. Atakuję białą powierzchnie płótna .Kiedy pojawia się ślad, napina on powierzchnię, zaczyna się w niej organizować. Ten moment jest najczystszy, najbardziej dźwięczny. To trochę tak ,jakby w wielkiej, pustej sali ktoś upuścił cegłę, dźwięk niszczący ciszę. Uderzenie czernią w białą pustkę wytwarza tak wielkie napięcie, że zawsze staję bardzo poruszony. W tym doświadczeniu jest coś ze zniszczenia ,jest jak wybuch, z którego może narodzić się jakość. Natomiast kiedy obraz wisi na ścianie posługuję się między innymi linią, którą kreślę węglem. Płaszczyzna, która wydaje się być jak wycinek przestrzeni , zaprasza mnie do badania swojej powierzchni, poruszam się
po niej bezwiednie tak jakbym doświadczał jej fizyczności.

    Zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku, rozpoczynanie pracy nad obrazem jest oparte na zjawisku „automatical writing”. Metoda ta stosowana od dawna, zmusza mnie do dostosowania się do pozornie przypadkowo wykreślonych znaków, które zaczynają już coś sugerować. Bezwiedne prowadzenie linii, lub też bezwiedne atakowanie powierzchnie płótna, zawiera w sobie wartości, których w racjonalny sposób nigdy bym nie stworzył. Ustosunkowywanie się do płaszczyzny, odbywa się bardziej na zasadzie fizycznego kontaktu, niż wizualnego rozplanowywania elementów tworzących kompozycję .Ta zasada komponowania ma niewiele wspólnego z klasycznym myśleniem o kompozycji, różnica polega na tym, że zarysowywanie płaszczyzny ma za zadanie wypełnienia jej śladem mojej fizycznej obecności, stosunkiem proporcji mojego ciała do powierzchni zarysowywanej. Fizyczny kontakt
z obrazem wydaje mi się bardzo ważny. Ta relacja mnie fizycznego do obrazu ukierunkowuje do otwarcia, przewartościowania mojej dotychczasowej koncepcji obrazowania treści. Niejako zaprasza język, który staje się otwarty  na wieloaspektowość śladów w kontekście myśli.

    Kiedy płaszczyzna obrazu zaczyna być naznaczona nadchodzi moment refleksji. To chwila, w której dochodzi do perwersyjnego narzucenia swoich wyobrażeń. To chwila, w której dziki ślad zaczyna być przeze mnie racjonalnego oswajany. To bardzo ważki moment, w którym zakrada się kalkulacja otwierająca  szuflady koncepcji artystycznych, gąszcz języków. Zaczyna się dociekanie, które odbiera coś pierwotnego. Staram się zamykać umysł
i podążać dalej, zazwyczaj nakładam kolejne automatyczne gesty, aby nie ulec fascynacji tym, co udało mi się odnaleźć, zobaczyć, rozpoznać. Podążam dalej, nakładam kolejną warstwę gestów świadomie zaprzeczając temu co już złudnie nazwane. Paradoksalnie pozorne niszczenie jest dopowiadaniem przemianowywaniem tego, co w pierwszym podejściu do obrazu już zaistniało.
Mówienie o chwili, w której kalkuluję swoje decyzje wymusza  na mnie wytłumaczenia pewnej zasady jaką przyjąłem.                                                       

    Tak wiele mówi się ostatnimi czasy na temat relacji oraz zawartej w niej powinności między twórcą a odbiorcą. Pośród wielu wypowiedzi na ten temat najbliższą wydaje mi się koncepcja Witolda Lutosławskiego . Idąc za jego przykładem, postanowiłem bardzo gorliwie kierować się tym założeniem. Dokonałem wewnętrznego podziału mojej postawy względem obrazu na
„Ja twórca”, który zawiera w sobie pierwiastek nieświadomy i „Ja odbiorca” zawierający w sobie pierwiastek świadomości. „Ja twórca” jest tym, który czynnie uczestniczy w pracy, który jest w kontakcie z odbiorcą. „Ja twórca” ma również możliwość niedopuszczania do głosu odbiorcy, do momentu, w którym uzna to za stosowne. Natomiast „Ja odbiorca” jest tą osobą , która niejako ustosunkowuje się do posunięć twórcy. „Ja odbiorca” nie ma prawa narzucać twórcy rozwiązań artystycznych, zazwyczaj jest bardzo krytyczny, prawdopodobnie dlatego, że akceptuje rzeczy już mu znane. Dzięki temu,
że łączy nas to samo doświadczenie odbiorca jak i twórca są częściami  mnie samego . „Ja twórca” wymaga od „Ja odbiorcy” zaangażowania i otwartości na nowe. Ta relacja, która jest partnerska, równoległa i etyczna w postawie, daje możliwość szczerej analizy pracy, jak też wolności i rozwoju kreacji .

    Moje malarstwo jest obrazem  przeżyć, wewnętrznego czucia, wewnętrznego świata. Materia tych doznań wykracza poza nasz język, a on wyznacza granice naszego poznania . Możliwe jest jednak posługiwanie się językiem intuicyjnym, wtedy moim zdaniem zaczynam dotykać zagadnień niedefiniowalnych. Malarstwo, którym zajmuję się aktualnie daje mi możliwość wnikania
w przestrzenie, w których jawią się tego rodzaju zagadnienia. Jest to język bardzo subiektywny, ale również nasze doznawanie ma tą samą naturę. Treści, które zapisuję na obrazie wykraczają poza granice mojego poznania, są zapisem stanów świadomych jak i nieświadomych, bardzo osobistych refleksji. Moje malarstwo daje mi możliwość mówienia językiem niejednoznacznym, dlatego zjawiska, które powołuję  na płaszczyźnie są dla mnie zagadką.

    Płaszczyzna ,na której tworzę zapisy, jest dla mnie areną, na której ścierają się dwie siły, świadomości czyli to co już wiem, to co próbuję zrobić, to co zakładam i działań nieświadomych, irracjonalnych, które stawiają mnie
w sytuacji ciągłego analizowania, prób odgadywania i ustosunkowywania się do tego co powstaje. Ta analiza jest  kalkulowaniem a przecież nie sposób nazwać nieuświadomionego. Mogę jedynie się przyglądać, zadawać sobie pytania. Przykładam dużą wagę do tego, aby doprowadzać do współistnienia tych  przeciwieństw. Racjonalizowanie nieświadomego, jest niszczeniem tych treści, prowadzi  jedynie do zaprzeczenia temu,  co jawi mi się monumentalnym
i pierwotnym zarazem . Racjonalizowanie uważam za niestosowny środek do analizowania moich prac, ponieważ według koncepcji psychologii głębi, jest ono uznawane jako systemem obronnym, który ma za zadanie odgrodzić świadomość od nieuświadomionego.

    Cykl prac, które zaprezentowałem na wystawie traktuję jako ciąg zdarzeń malarskich, każde poprzednie zdarzenie ma wpływ na kolejne, uważam to za bardzo ważny fakt . Kompozycje, które zostały oznaczone numerami
w kolejności w jakiej powstawały mają uwidocznić rozwój języka malarskiego, jak również ideę jaka kształtowała się w trakcie procesu twórczego.

    Każdą kompozycję uważam za istotną, nawet jeśli po jakimś czasie okazywała się być fiaskiem, porażką. Mam tutaj na myśli pewnego rodzaju subiektywnie rozumiane niedoskonałości, których znaczenie jednak w czasie podlegało zmiennemu wartościowaniu, w zależności od kontekstu problemu rozpatrywanego podczas analizy całego cyklu. Zależy mi przecież na wydarzeniu, które wynika z przypadku ,a jego pochodzenie jest niemożliwe do zlokalizowania ponieważ pochodzi z nieuświadomionego. Dlatego też staram się nie wracać do obrazów, które w pewnym momencie uznałem za skończone, jak już stwierdziłem są one zapisem zdarzenia,  dlatego też poprawianie zjawiska przynależącego do czasu i mojego stanu psychofizycznego w jakim zaistniało, (mam tutaj na myśli wszystko to co dzieje się poza kadrem obrazu), byłoby pozbawionym sensu byłoby również zaprzeczeniem wartości, które traktuję jako jeden z bardzo istotnych budulców mojej wypowiedzi.                                                                                                                   
    Obraz potrzebuje czasu aby być uświadomionym.  Uważam  również,
że w odpowiednim dla odbiorcy momencie staje się jego odbiciem, niejako lustrem, w którym identyfikuje siebie. Refleksje tego typu mogą zaistnieć wówczas gdy będziemy zdolni do otwarcia się na obraz, a to możliwe jest jedynie poprzez bardzo głęboki kontakt z wypowiedzią artystyczną. To doznanie może zaistnieć jedynie w stanach transowych.

    Według Junga trans możliwy jest do osiągnięcia na polu działań artystycznych,  jest on w stanie zawładnąć psychofizycznością twórcy. Psychologia głębi jednoznacznie nazywa to zjawiskiem snu, nasza świadomość zaczyna integrować się z nieuświadomionym. Sen  w świetle psychologii głębi ma niezwykle istotne znaczenie w procesie indywiduacji, dzięki któremu  psychika podąża za spełnieniem w stronę jaźni. Ten moment określony jest jako stan duchowego uniesienia, stan w którym nieświadomość wykonuje pracę dla świadomości ,integruje ego (skrajny personalizm) z nieświadomością zbiorową. Wzbogacając w ten sposób osobowość. Nieświadomość jest zbiorem archetypów, z których skonstruowana jest nasza percepcja,  pojmowanie świata, tego co zachodzi na zewnątrz nas jak i wewnątrz. Podczas automatycznego pisania, mamy okazję kontaktować się z tymi treściami, reprezentowanymi przez symbol. Struktura obrazu ukrywa je w swej masie, bardziej oddziałuje podświadomie niż na poziomie świadomości. Symbol ten jest trudny do przeczytania ponieważ nie jest zapisany jako wyodrębniony hieroglif, lecz ukryty w siatce gestów, plam, pól walorowych, które tworzą wrażenie bezformia. Początek tego symbolu mieści się raczej w reakcjach na świat wewnętrzny i zewnętrzny.

    To co prowokuję w swoim malarstwie jest zdarzeniem,  płaszczyzna staje się dokumentem jego zapisu . W momencie kiedy stwarzam ją obrazem otwieram go na czytanie. Malowanie wydaje mi się permanentnym prowokowaniem,
w oczekiwaniu na moment, w którym zaczyna się jawić coś. Coś co jeszcze mi się nie przydarzyło, coś czego jeszcze nie doświadczyłem a co bardzo głęboko mnie dotyka.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz